Czytania: Dz 2,14.22b-32; Ps 16; 1P 1,17-21; Lk 24,13-35
Wystarczyły dwa dni bez obecności Jezusa, a uczniowie już zaczynają myśleć po ludzku. Zaczynają Go nazywać tylko prorokiem, Jezusem z Nazaretu, nie jest już dla nich Bogiem, bo przecież umarł, a bogowie nie umierają. Uczniowie zapomnieli o tym, co Jezus mówił, o tym, że ma zmartwychwstać, o tym, co mówili prorocy. Są rozczarowani, bo myśleli, że to On wyzwoli naród Izraelski.
Tak się dzieje, kiedy przestajemy myśleć po bożemu, a zaczynamy myśleć po ludzku. Tak się dzieje, kiedy nie mamy kontaktu z Bogiem przez łamanie chleba, czyli w Eucharystii. Stajemy się wtedy przerażonymi sierotami, które nie wiedzą, co mają robić, które nic nie pamiętają i zaczynają chwytać się swoich tymczasowych rozwiązań.
Jak to dobrze, że Bóg przez swojego Ducha jest zawsze z nami i pociesza nas w smutkach, mówi nam, co mamy robić i wspiera nas. Dobrze jest więc dbać o to, żeby serce w nas ciągle pałało, byśmy byli blisko Jezusa. Czasami jesteśmy smutni jak uczniowie, którzy szli do Emaus i wydaje się, że nie ma już dla nas nadziei, bo to, na co tak liczyliśmy, nie wypaliło. Może wtedy pociecha i spełnienie są bliżej, niż myślimy, tylko nasze oczy i serce są na uwięzi przez nasze własne mniemania i brak wiary w Dobrą Nowinę.