Czytania: Am 7,10-17; Ps 19; Mt 9,1-8
Paraliż przeraża każdego zdrowego człowieka. Nic nie można zrobić samemu. Trzeba też być zdanym na innych empatycznych ludzi. To wielkie, niewyobrażalne cierpienie. Jezus to wie i bardzo współczuje choremu. Ma moc go uzdrowić. Ale można być chromym, być sparaliżowanym w sensie duchowym. Człowieka dopada zniechęcenie, zatrzymuje się. Już mu się nie chce chodzić. Już mu się nie chce walczyć, już nie ma siły, żeby mieć nadzieję. Zatrzymuje się w połowie drogi lub pod koniec drogi przed dojściem do celu. Zatrzymuje się tak długo, że nie może już o własnych siłach zrobić kroku naprzód. Wszystko jest obolałe i stężałe od ogromnego wysiłku biegania za różnymi bożkami, idolami. Paraliżuje go grzech odwrócenia się od Boga. Potrzebuje modlitwy i pomocy innych. Potrzebuje przebaczenia Jezusa. Kiedy otwiera się na Niego, napełnia go Źródło życia. Musi nauczyć się trwać w Nim, bo bez Niego znowu wpadnie w paraliż.