Czytania: 1J 4,11-18; Ps 72; Mk 6,45-52
Wydaje się, że jesteśmy jak uczniowie, wydani na niebezpieczeństwa szalejących żywiołów. Jezus każe im siadać do łodzi i płynąć, a sam znika. Jakby Go nie obchodzili. Łódź, to obraz naszego życia, naszej pewności. W tym się usadowiliśmy i tego się mocno trzymamy. Nasza droga wiedzie na drugi brzeg. Jeżeli chcemy pójść dalej po naszej drodze, nieraz tracimy grunt pod nogami.
Łodzią uczniów miotają gwałtowne fale. Silny wiatr odpycha ją od brzegu. Wiosłując, starają się o własnych siłach dobić do brzegu. Ale im gwałtowniej wiosłują, tym trudniejsze jest ich położenie.
Naszą pierwszą reakcją na niepewność, na kryzysy naszego życia – jest zaciśnięcie zębów i chęć wydostania się z opresji o własnych siłach. Ale to nam się nie udaje. Im mocniej trzymamy się naszych przyzwyczajeń, złych doświadczeń przeszłości, zranień, lęków, , w tym większą wpadamy opresję.
Jezus przyszedł do uczniów po wodzie. Uczniowie nie poznają Go, myślą że to zjawa. Trzymając się kurczowo dotychczasowych sposobów na życie, na przychodzącego Jezusa będziemy patrzyli jak na zjawę.