Czytania: 1Tm 6,2c-12; Ps 49; Łk 8,1-3
Wcześniej, w szóstym rozdziale, św. Łukasz przytacza listę imion dwunastu apostołów, których Jezus wybrał po całonocnej modlitwie. Teraz w ten sam sposób, z imienia, podaje listę kobiet, które towarzyszyły Jezusowi. One nie zostały wybrane, przyłączają się do grona uczniów dzięki doświadczeniu uzdrowienia. Ich obecność przy Jezusie wynika z wdzięczności wobec Tego, który pochylił się nad ich cierpieniem. Jednak to Jezus, który jest Nauczycielem, zgromadził tę wspólnotę, jej przewodzi i czyni ją misyjną. Ona zapowiada Kościół. Dlatego musimy sobie postawić pytania: Jakie jest nasze miejsce w tej wspólnocie? Jaka jest nasza misja?
Czytania: Mdr 4,7-15; Ps 148; Łk 2,41-52
„Czemuś nam to uczynił”?
Jezus, jak większość dorastających dzieci ma swoje plany.
Dwunastolatek zostaje w świątyni z nauczycielami.
Ukazuje Rodzicom drogę swojego powołania przez Ojca, by być w tym, co należy do Boga.
Do właściwego podjęcia misji musi czekać jeszcze wiele lat.
Ma troskliwych Rodziców, których potrzebuje, choć wydaje się, że drogi Jezusa i Rodziców zaczynają się rozchodzić
Jednak „poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany”
Oni Go dobrze wychowają, najlepiej jak potrafią.
Przygotują do wypełnienia dzieła zbawienia ludzkości
Czytania: 1Tm 3,14-16; Ps 111; Łk 7,31-35
Jako motyw przypowieści Jezus wykorzystał zabawę dzieci w wesele i pogrzeb. Są to jednak dzieci grymaśne, lubiące czynić sobie wymówki. Przez aluzję do postawy faryzeuszów i uczonych w Piśmie, odnoszących się do orędzia Jezusa z niezadowoleniem i pretensją, Ewangelia obnaża też prawdę o nas. Może się zdarzyć, że zachowujemy się jak rozkapryszone dzieci Boże, niezadowolone z tego, co nam dano, przekorne i krytyczne. Czyż czasem nie chcemy zrobić Bogu na złość, upodobniając się do dziecka próbującego swoim zachowaniem ukarać rodziców, bo postępują nie po jego myśli?
Czytania: 1Tm 3,1-13; Ps 101; Łk 7,11-17
Naturalna kolej rzeczy jest taka, że dzieci rodzicom organizują pogrzeby, a nie rodzice dzieciom. Życie niestety zna wiele dramatycznych przypadków odwrócenia porządku. Dzisiaj w Ewangelii kondukt żałobny zderza się niejako z procesją życia. Jezus – Pan życia i śmierci wraz z apostołami staje się świadkiem pogrzebu jedynego syna wdowy.
Trudno sobie wyobrazić, co czuła ta kobieta. Jej ziemskie nadzieje związane z synem, a także własną przyszłością umarły. Zdarza się, że słyszymy o nadziei, że umiera jako ostatnia. Choć dopowiedzieć trzeba, że to nieprawda, ponieważ jeśli jest nadzieją prawdziwą – związaną z Bogiem – to nie umiera, ale spełnia się. Zostaliśmy stworzeni dla życia, a nie dla śmierci.
Słowa Jezusa wskrzeszają. Wpierw ich mocy doświadcza kobieta, do której Jezus mówi: „Nie płacz”. A następnie jej syn: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!”.
Strach, uwielbienie i wyznanie świadków wydarzeń: „Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg nawiedził lud swój” to zaproszenie, abyśmy nasze pielgrzymowanie przez ziemię złączyli z Jezusem Chrystusem. Tylko On może przeprowadzić nas przez próg śmierci do życia pełniejszego niż doczesne.
Czytania: Hbr 5,7-9; Ps 31; Łk 2,33-35 lub J 19,25-27
Matko Bolesna pod Krzyżem Jezusa
Czy Ty jeszcze miałaś nadzieję?
Za miłość miała być miłość – jest nienawiść
Za dobro miało być dobro – jest zło
Za życie miała być wdzięczność – jest Krzyż.
Ty jedna rozumiałaś sens męki Syna.
Dziś stoisz pod krzyżem świata, choć świat nadal krzyżuje Twego Syna.
A Ty cierpisz z cierpiącymi, płaczesz nad nieszczęsnymi, zagubionymi,
ratujesz przed karzącą ręką Syna.
Matko Bolesna cierpiąca z Jezusem
Matko Bolesna cierpiąca z człowiekiem
Matko Bolesna cierpiąca ze światem
Matko naszego cierpienia!
Czytania: Lb 21,4b-9;Flp 2,6-11; Ps 78; J 3,13-17
Krzyż na golgocie przygotowany był dla nas, a nie dla Jezusa. Chrystus nas na nim zastąpił, przyjmując na siebie nasze grzechy i przyjmując wielkodusznie całą odpowiedzialność za nie, a zatem także karę śmierci. On umiera na krzyżu za nas, abyśmy nie musieli już za własne grzechy ponosić słusznej kary. On umiera przybity do naszego krzyża, abyśmy mieli życie wieczne.
W ten sposób krzyż z drzewa hańby staje się drzewem zwycięstwa i chwały. Każdy, kto z wiarą i ufnością spogląda na Chrystusowy Krzyż ocala swoje życie. Nie traćmy z naszych oczu Chrystusowego Krzyża, znaku naszego zbawienia. Wpatrujmy się w niego, ze czcią i szacunkiem bierzmy go w ramiona, wyryjmy go w swoich sercach i kochajmy ten znak przeogromnej miłości Boga do człowieka.
Czytania: 1Tm 1,15-17; Ps 113; Łk 6,43-49
W dzisiejszej ewangelii Jezus opowiada o złym i dobrym drzewie oraz o dobrej i złej budowli. Odnosi to do serca człowieka. Serce, które jest pełne Boga, patrzy na świat i drugiego człowieka z miłością, która ma w Nim początek. Poczucie, że Bóg mnie kocha, pozwala spojrzeć na innych Jego oczami pełnymi miłości i miłosierdzia. Wszystko to jest możliwe, gdy prawdy Boże uznamy za fundament naszego życia. Gdy na Jezusie i Jego Ewangelii będziemy budować swoje życie. Nie ominą nas trudności, ale właśnie wtedy Jezus będzie dla nas podporą i to dzięki Niemu przetrwamy tak jak dom zbudowany na mocnym fundamencie.
Czytania: 1Tm 1,1-2.12-14; Ps 16; Łk 6,39-42
„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz”?
Uczeń Jezusa potrzebuje formacji, by mógł właściwe oceniać rzeczywistość swojego życia i drugiego człowieka. Jednak łatwiej jest pouczać innych, udzielać rad, wskazówek, trudniej samemu ćwiczyć się w cnocie miłości, przebaczenia, milczenia, wyrozumiałości, miłosierdzia. Nie chcąc poznać prawdy o sobie, jesteśmy jak ślepi. Wyolbrzymiamy małe niedociągnięcia u innych (przysłowiową drzazgę), a lekceważymy ogrom zła i niesprawiedliwości w swoim życiu (przysłowiową belkę). Jezus wskazuje w ten sposób na postawę obłudy i przewrotności, która zaślepia nasze serca i sprawia, że nie możemy wydawać dobrych owoców. Jeżeli sami jesteśmy nienawróceni, udajemy, że wszystko jest w porządku, a domagamy się nawrócenia od innych, postępujemy jak obłudnicy, którzy widzą drzazgę w oku drugiego, a belki we własnym nie dostrzegają. Jedynie Bóg wie, co kryje się w ludzkim sercu, Jemu należy pozostawić osąd. Uczeń Jezusa powinien wystrzegać się sądzenia i wydawania wyroków.
Czytania: Kol 3,12-17; Ps 150; Łk 6,27-38
„Miłujcie waszych nieprzyjaciół, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”
Dzisiejsze słowo Boże pobudza nas do zastanowienia się nad miłością do ludzi, którzy nam źle życzą i pragną nam szkodzić. Jest to bardzo trudne zagadnienie, gdyż miłość do nieprzyjaciół jest chyba najtrudniejszą rzeczą w życiu człowieka. Jednakże dzisiejsza Ewangelia poucza nas, że miłość do nieprzyjaciół stanowi miarę doskonałości człowieka wierzącego. Człowiek, który miłuje nieprzyjaciół, jest przyjacielem samego Boga, bo przecież Chrystus mówi nam dzisiaj bardzo wyraźnie: miłujcie waszych nieprzyjaciół… a będziecie synami Najwyższego, ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych (Łk 6, 35). W naszym życiu chrześcijańskim powinniśmy przede wszystkim naśladować samego Chrystusa, który umierając na krzyżu, modlił się za swoich nieprzyjaciół słowami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34).
Czytania: Kol 3,1-11; Ps 145; Łk 6,20-26
Tłumy, które szły za Jezusem przedstawiały smutny widok. Byli to ludzie smutni, biedni, chorzy, uciskani. Do nich skierował Jezus słowa błogosławieństw. Błogosławieństwo to zapewnienie o miłości Ojca, to jak dobre życzenia złożone słuchaczom. Nie znaczy to, że Jezus akceptował trudną sytuację ludu, ale zapewniał ich, że przyjęcie wszystkiego z pokorą i zgodnie z wolą Bożą daje szczęście; płacz zmienia w śmiech, ubóstwo staje się bogactwem, ucisk – wolnością. Gdy przeminą dni ucisku nagrodą będzie niebo.
Do tych zaś, którzy Go nie słuchają, którzy Go odrzucają kieruję Jezus tragiczne „biada”. To „biada” jak przekleństwo kieruje do bogaczy, którzy krzywdzą biednych, do tych, którzy żerują na ludzkim nieszczęściu, którzy chlubią się własną wielkością.